Niemal cała sekcja o podróżach do Azji za mną. Dzień rozpocząłem indyjskim Hotelem Wyzwolenie (2016, reż. Shubhashish Bhutiani), w którym reżyser zderza relacje ojca w podeszłym wieku – który uznał, że „pora umierać” – z jego zapracowanym synem. Obaj pojadą do tytułowego hotelu położonego w świętym mieście Waranasi, gdzie bramy śmierci i życia są nieustannie otwarte. Prócz głównego tematu filmu pojawiają się w nim inne ciekawe wątki, np. kwestia niezależności kobiet w mocno patriarchalnym społeczeństwie na przykładzie nastoletniej córki i wnuczki głównych bohaterów. I choć poruszane tematy wydają się trudne, Bhutiani w dość ciepły sposób, nie rzadko z humorem, mówi o oswajaniu się z cyklem życia i śmierci.
Po obiedzie (na szczęście!) wykonałem skok do sekcji Kino za smakiem, by obejrzeć pierwszy z dwóch odcinków serialu przygotowanego dla HBO Asia, czyli Kulinarne historie: Posiłek na planie (2019, reż. Pen-ek Ratanaruang). Opowiada on o amerykańskim aktorze, który nie jest w stanie przyzwyczaić się do funkcjonowania w inne rzeczywistości. Przeszkadza mu absolutnie wszystko, z dobijającym upałem i dziwacznym jedzeniem na czele. Wszystko to dzieje się na planie jednego z odcinków Folkloru (2018) – powstałej wcześniej antologii horrorów. Bez wątpienia jest to najlepszy fałszywy making of, jaki było dane mi obejrzeć. Ratanaruang w zabawny sposób pokazuje, jak za pomocą jedzenia można pokonywać bariery: kulinarne, kulturowe, międzyludzkie. To bardzo przyjemna i świetnie zrobiona rozrywka, która pozostawi widza w znakomitym nastroju, niemal takim samym, jak po zjedzeniu zupy ze skórek bambusa.
Wciąż podróżując po Azji wybrałem się tym razem na koreańską wyspę Czedżu, wszystko za sprawą Wyspy syren (2017, reż. O Muel). Fabuła koncentruje się na haenyeo, czyli poławiaczkach pereł, które wykonują ten zawód od pokoleń. W ich świat wkroczy młoda kobieta, przyjezdna, a jej zadaniem jest nauczyć kobiety pływania synchronicznego. To karkołomne wyzwanie staje się pretekstem, zarówno dla tubylców jak i przyjezdnych, by spróbować rozliczyć się z przeszłością i dać sobie szansę na wejrzenie w przyszłość. Jeśli utkwił Wam w pamięci wcześniejszy obraz reżysera Jiseul (2012), który również portretował wyspę Czedżu, to tym razem reżyser odszedł od tamtej surowej konwencji na rzecz mieszanki bezpretensjonalnego humoru i trudnych życiowych wyborów. A na koniec, dla tych którzy już oglądali, szybki rap pod dowolny bit: „Zjadłem uchowca i rapuję jak łowca!”. Specjalne podziękowania dla pani Moniki Mazur za polski tekst do tego filmu.
Sekcja VR przyniosła dziś Owoce deszczu (2020, reż. Song Youngyoon, Lee Sngmoo), czyli niezwykle poetycką opowieść o losach inżyniera z Birmy, który w poszukiwaniu lepszego życia podejmuje pracę w Korei Południowej. W narracji z offu opisuje swoje trudne doświadczenie życia na obczyźnie. Wizualizacja jego słów jest niezwykle delikatna, tworzona z miliona małych punktów układa się w obrazy miejsc i ludzi, w konkretne sytuacje – czasem budujące, przeważnie naznaczone smutkiem. Subtelna i spokojna narracja, mimo trudnego tematu, pozwala dobrze czuć się w tej historii. Zaś brak angielskich napisów (narrator posługuje się językiem angielskim) nie przywiązuje wzroku odbiorcy do konkretnego miejsca, pozwala mu płynąć razem z tym przykrym, ale jednocześnie wyzwalającym doświadczeniem.
Na zamknięcie dnia wybrałem jeden z moich najbardziej oczekiwanych filmów, którym była Wioska Ohong (2019, reż. Lim Lung-yin). W warstwie fabularnej film przedstawia historię Shenga – chłopaka, który siedem lat spędził w Tajpej, ale mimo tego nie udało mi się tam wiele osiągnąć. Chce jednak zachować pozory przed rodziną i starymi znajomymi, co będzie wyjątkowe skomplikowane. Z pewnością najpiękniejszy film pod względem wizualnym podczas całej 14. edycji Pięciu Smaków. Nakręcenie go w takiej formie, i w tej konkretnej przestrzeni przywodzi na myśl niektóre filmy z lat 80. i 90. cenionych tajwańskich twórców. Jednak nie to w jaki sposób dzieło Lima się prezentuje jest w nim najważniejsze. Młody reżyser porusza w Wiosce Ohong temat powrotu do domu, pewnej próby ponownego połączenia się z tradycją. Dogłębnie przemyślany, kręcony przez sześć lat debiut, podnosi również wątek ekologiczny, przedstawia jak na naszych oczach nikną stare wierzenia i rytuały, a wszystko to zostaje zaklęte w dyskretnym uroku miejsca i, zadawało by się, minionego czasu. Jestem bezwzględnie oczarowany. Wioska Ohong niespodziewanie stała się dla mnie największym odkryciem festiwalu i przy okazji udowodniła, że filmy z sekcji Podróż do Azji prezentują najwyższy poziom.
Jutro postawię na różnorodność, choć obejrzę aż dwie pozycje, po których będę niemożliwie głodny! Sprawdzajcie Pełna Sala w poszukiwaniu aktualnych ocen, być może wybierzecie jakiś kolektywnie polecany przez nas film. Życzę Wam głębokich wrażeń.
Sławomir Wasiński
3 uwagi do wpisu “14. AFF Pięć Smaków: Dzień piąty”