13. American Film Festival: Dzień drugi

Zgodnie z wczorajszą obietnicą dziś niemal w całości skupiam się na konkursie fabularnym. Na pierwszy ogień z sekcji Spectrum poszedł film duetu Justin Benson i Aaron Moorhead noszący tytuł Coś w spłachetku ziemi (2021). Anegdota jest bardzo prosta i z założenia zabawna. Oto dwóch nieogarniętych życiowo gości (w tych rolach obaj reżyserzy) poznaje się przypadkowo podczas przeprowadzki jednego z nich. Niewiele czasu potrzeba, by odkryli, że w nowym mieszkaniu, które od dawna stało puste, manifestują się zjawiska paranormalne. Latająca popielniczka jest iskrą, która rozpali wewnętrzny żar bohaterów i spowoduje, że nie spoczną, póki nie rozwiążą tajemnic wszechświata. Coś w spłachetku ziemi bez wątpienia ma na siebie pomysł – ma ich nawet wiele, co świetnie widać w poszczególnych warstwach fabularno-narracyjnych. Wiąże się więc to nie tylko ze zróżnicowaną treścią (ilość i różnorodność koncepcji dostarczonych przez bohaterów jest naprawdę uczciwa), ale i w formie (paradokumentalne wstawki). Jednocześnie łączy się to bezpośrednio z największą wadą tego obrazu – jego nadmierną długością, która w pewnym momencie zaczyna być odczuwalna. Nie mam jednak wątpliwości, że ten pandemiczny projekt przyniósł twórcom wiele radości i bawili się na planie wyśmienicie – nieco w odróżnieniu do publiczności, której entuzjazm wyglądał na umiarkowany, lecz stabilny.

1. Coś w spłachetku ziemi
Coś w spłachetku ziemi (2021, reż. Justin Benson, Aaron Moorhead)

Nie mogę powiedzieć tego samego o filmie Wyjście jest tuż przed nami (2022) Roba Rice’a. Historia oscyluje wokół wchodzącej w dorosłość Cassie i jej rodziny, żyjącej na osiedlu położonym gdzieś na kalifornijskiej pustyni. Dziewczyna marzy, by wyrwać się z tego zakątka, w którym diabeł mówi dobranoc, i spróbować swoich sił w Mieście Aniołów. Rodzice nie ustają we wspieraniu jej – do tego stopnia, że ojciec ukrywa przed Cassie chorobę, byle ta mogła wyjechać do LA. Taki stan rzeczy nie może jednak trwać w nieskończoność. Do filmu przykuwać może nieszablonowa koncepcja, wedle której bohaterka ma wszelkie predyspozycje, by ziścić swoje marzenia. Niemniej potencjał nie został wykorzystany, ponieważ film na poziomie scenariuszowym niknie w wielu zbędnych, powielających wydźwięk scenach. Przez co owo „nic niedzianie się” staje się niezwykle szybko bezcelowe i nigdzie nie prowadzi. Seans ten był jeszcze niezłym przypomnieniem (jeśli ktoś nie wie/nie pamięta), że warto ocenić filmy przed spotkaniem z twórcami. Na tym dzisiejszym reżyser podsuwał m.in. kilka interpretacji, o czym albo o kim jest ten film, i niewiele z tego wyszło na dobre. Na osłodę trzeba wspomnieć o fantastycznej roli Nikki DeParis wcielającej się w Cassie. Ekran emanuje jej czystą energią, ilekroć pojawi się w kadrze.

2. Wyjście jest tuż przed nami
Wyjście jest tuż przed nami (2022, reż. Rob Rice)

W trzecim tytule ze Spectrum, najlepszym dzisiaj z tejże sekcji, dzieją się rzeczy przedziwne. W obrazie Jethica (2022, reż. Pete Ohs) Ellen i Jessica będą zmuszone zmagać się z pewnym stalkerem, który nie daje żyć tej ostatniej. Po wcześniejszym Youngstown (2021) Ohs odchodzi od wesołych i spontanicznych wycieczek na rzecz sporej dozy eksperymentu, głównie w warstwie fabularnej. I choć doceniam i oceniam ten film pozytywnie, opuszczałem salę ze sporym niedosytem. Po przeanalizowaniu tego obrazu trudno nie odnieść wrażenia, że reżyser zatrzymał się w pół kroku, przez co żaden z przeprowadzanych eksperymentów nie okazał się istotny, przynajmniej w bezpośredniej przestrzeni ekranowej. To samo odnosi się również do pomysłu na (nie)materialne światy, przenikające i uzupełniające się wzajemnie. Trochę szkoda niewykorzystanego potencjału.

3. Jethica
Jethica (2022, reż. Pete Ohs)

Chwila przerwy od konkursu głównego na rzecz Wieloryba (2022, reż. Darren Aronofsky) z sekcji Highlights. Charliego poznajemy na jego kanapie, z której wstaje dość rzadko. Lubi jeść (na co wskazują jego ogromne rozmiary) i gejowskie porno (na co wskazuje ekran jego laptopa), przy którym w momencie uniesienia schodzi niemal na zawał. Jeśli nic się nie zmieni Charlie umrze. Chyba że pomoże mu Liz – opiekunka i anioł na drodze mężczyzny i jedna z nielicznych osób, które nie postawiły na nim jeszcze kreski. A może to wizyta Ellie, córki której od lat nie widział, okaże się katalizatorem potrzebnych i nieuniknionych zmian? Wieloryb Aronofsky’ego jest filmem odmiennym od jego wcześniejszych dokonań, jednak z pewnością reżyser poradził sobie z wyzwaniami nowego materiału. Film robi wrażenie na wielu poziomach, scenariuszowym, emocjonalnym (okazało się, że Aronofsky mnie spłakał), czy chociażby tym związanym z jego aspektem teatralnym – jako dzieło oparte na sztuce wyraźnie uzurpuje sobie swój teatralny charakter, w czym pomaga m.in. jedność miejsca. Osobiście jednak zaimponowała mi budowa postaci (może prócz – przynajmniej do pewnego stopnia – postaci córki ogrywanej przez Sadie Sink), ich wyrazisty rys i wielopoziomowe, złożone charaktery. Prócz Brendana Frasera szczególnie imponuje Hong Chau w roli opiekunki, której postać jest tak głęboka i skrywa ogrom uczuć i emocji za nie do końca jasną przeszłością. Znakomita propozycja dla wszystkich, którzy pragną poczuć.

4. Wieloryb
Wieloryb (2022, reż. Darren Aronofsky)

Na zakończenie dnia powróciłem do sekcji konkursowej za sprawą filmu Palmy i słupy (2022, reż. Jamie Dack). Drugi już dziś z serii „filmów pustynnych”, jak zacząłem je nazywać, po Wyjście jest tuż przed nami. Tym razem bohaterka nie nazywa się Cassie, a Lea, ale podobnie jak Cassie ma 17 lat i marzy o czymś więcej niż banda niepoważnych rówieśników, np. by zostać dostrzeżoną. Spełnia się to przypadkiem za sprawą Toma, dwa razy starszego od niej mężczyzny, z którym zaczyna się przyjaźnić, a być może nawet czuć coś więcej. Jamie Dack postanawia opowiedzieć nam historię, którą już wszyscy dobrze znamy. Zdumiewające jest jednak to, w jak wielce sztampowy sposób to czyni. Lea i Tom podręcznikowo przechodzą wszystkie fazy, nawet dialogi układają się same, ponieważ są tak arcybanalne, że w grymasie zniesmaczenia aż się same oczy mrużą. Zadziwia fakt, że brakuje w tej opowieści jakiejkolwiek wartości dodanej. Każde zachowanie Lei jest boleśnie przewidywalne (łącznie z niedomkniętym finałem historii), zaś sama historia sunie po torach, które nie tylko od dawien dawna leżą, ale zdążyły już zarosnąć chwastami. Być może film mógłby spełniać swoje zadanie jako swego rodzaj ostrzeżenie, być „filmem w sprawie”? Choć może i nawet do tego potrzeba czegoś więcej niż opowieści wyciętych z szablonu. Ogromne rozczarowanie.

5. Palmy i słupy
Palmy i słupy (2022, reż. Jamie Dack)

Jutro czekają mnie kolejne trzy filmy konkursowe, ale też m.in. nadrabianie Wszystko wszędzie naraz (2022). Trzymajcie kciuki za większy poziom Spectrum!

Sławomir Wasiński

Korekta tekstu: Maciej Kiełbas

2 uwagi do wpisu “13. American Film Festival: Dzień drugi

Dodaj komentarz