16. AFF Pięć Smaków: Dzień trzynasty

Przedostatni dzień festiwalowych zmagań rozpocząłem moim ulubionym filmem (poza Kotem do wynajęcia [2012]) z sekcji Japan Feel-Good, jakim jest Moje słodkie trunki (2019) w reżyserii Akiko Ohku. Jest to moje drugie spotkanie z jej twórczością, wcześniej miałem okazję poznać Drżyj, ile chcesz (2017) i wszystko wskazuje na to, że Ohku zostanie jedną z moich ulubionych – jeśli nie ulubioną – współczesnych japońskich reżyserek. Ohku skupia się na portretowaniu kobiet. Bohaterką Moich słodkich trunków jest Yoshiko – kobieta po czterdziestce pracująca w biurze. Codzienne rytuały, które starannie pielęgnuje – jazda na rowerze, kupno kolejnej pary nowych butów, kontemplacja nad otoczeniem czy wreszcie sączenie tytułowych trunków w postaci włoskiej grappy, czerwonego wina czy sake – w pewnej chwili zaczynają jej nie wystarczać. Myśli o tym, jak ułożyłoby się jej życie, gdyby wyszła za mąż i została matką są coraz częstsze… Swoje historie Akiko Ohku lubi rozpisywać na fragmenty, w Moich słodkich trunkach Yoshiko prowadzi pamiętnik, a narracja z offu prowadzi widza przez cały seans. Nie jestem pewien, czy jest to feel-good movie, za to wiem na pewno, że sposób prowadzenia narracji i najmniejsze szczegóły, które pojawiają się w filmie i są z pozoru nieistotne, szokująco wręcz mocno rezonują z moją wrażliwością. Ohku jak mało kto potrafi dostrzec i uchwycić odcienie samotności, nie tylko w największych metropoliach świata, i wszystkie idące za nią zjawiska: stracony czas, którego nikt nie będzie w stanie odzyskać; chęć bliskości drugiej osoby, ale tak naprawdę brak czasu na tę bliskość; małe radości potrafiące przerodzić się w chwilowe euforie szczęścia czy wreszcie sentymentalne, często nadmierne wzruszenia wywołane uderzeniami wspomnień. Wspaniały film!

1. Moje słodkie trunki
Moje słodkie trunki (2019, reż. Akiko Ohku)

By zachować balans, sięgnąłem do sekcji Nowe Kino Azji, a wybór padł na film, który chciałem obejrzeć od bardzo dawna, czyli Inwazję barbarzyńców (2021) Tan Chui Mui. Spora część z Was ma tego świadomość, ponieważ przy różnych okazjach zdarza mi się to powtarzać niczym zdarta płyta – uwielbiam twórczość tej malezyjskiej reżyserki. Wszystkie jej filmy są interesujące, dla mnie natomiast najważniejszy na zawsze pozostanie jej Rok bez lata (2010), który jest absolutnie wyjątkowy na wielu poziomach. Tan powraca do roli reżyserki po ponad dekadzie nieobecności spowodowanej macierzyństwem, tworząc film w dużej mierze o sobie samej. Grana przez nią bohaterka, Yoon Moon, powraca do aktorstwa, dostaje propozycję roli w filmie akcji, jednak by zagrać, będzie musiała przejść długi trening sztuk walki. Nabyte umiejętności przydadzą się jej w dość nieoczekiwanym momencie… Tan Chui Mui jest żywym przykładem autora filmowego, którego kino nieustannie ewoluuje. Być może nie zdarzy się już w jej dorobku podobny film do wspomnianego Roku bez lata, ale bez wątpienia będzie próbowała poszerzać horyzonty i zaskakiwać publiczność. W Inwazji barbarzyńców z powolnej narracji, pogłębionej symboliki i udanych prób opowiadania o opowiadaniu przechodzimy w rejony rasowego kina gatunkowego. Nie jest to jednak wyłącznie kino sztuk walki – film Tan jest podszyty wyraźnym tematem i emocją. Próba odzyskania kontroli nad swoim ciałem wiąże się również z medytacją, uzyskaniem spokoju ducha. Z pewnością rozedrgane uczucia i stale żywe emocje nie ułatwiają osiągnięcia wewnętrznej ciszy. Ciszy tak istotnej w codziennym życiu Yoon Moon.

2. Inwazja barbarzyńców
Inwazja barbarzyńców (2021, reż. Tan Chui Mui)

Jutro zostały mi ostatnie dwa tytuły. Będą to konkursowy Posłaniec z chmur, o którym myślałem ciepło już od samego początku festiwalu, oraz Mori, siedlisko artysty, czyli odrobina pozytywnych uczuć na zakończenie festiwalu.

Sławomir Wasiński

Korekta tekstu: Maciej Kiełbas

Jedna uwaga do wpisu “16. AFF Pięć Smaków: Dzień trzynasty

Dodaj komentarz