Kino azjatyckie na 23. Nowych Horyzontach. Część pierwsza

Wrocław wita kolejny raz. Ten przedfestiwalowy okres jest zawsze wypełniony czasem wzmożonego oczekiwania i przyjemnością, że to tuż-tuż. Tegoroczna edycja festiwalu Nowe Horyzonty jest pod kilkoma względami wyjątkowa. Azjatycka część programu jest ogromna, a to za sprawą dwóch istotnych retrospektyw. W tym roku poznamy bowiem wybrane dzieła azjatyckich mistrzów: ikony indyjskiego kina Satyajita Raya i chińskiego dokumentalisty Wang Binga. Prócz nich w programie znajdą się filmy z takich krajów jak Japonia, Korea Południowa, Filipiny, Turcja czy Iran. W tym roku też Wchłonięty przez Orient łączy siły z Nowymi Horyzontami, czego efektem jest swego rodzaju przewodnik po azjatyckich ścieżkach festiwalu. To moja, a w zasadzie nasza ścieżka, bo w tym roku relacje z wybranych filmów będzie tworzył również Maciej Kiełbas, który od lat czuwa nad jakością moich tekstów ukazujących się na blogu. Już teraz zapraszamy zarówno do przestudiowania naszego przewodnika, jak i do śledzenia codziennych relacji. Zapraszam do komentowania i zostawiania opinii – nigdy nie odmawiam sobie przyjemności z dzielenia się wrażeniami, więc zachęcam do rozmowy. W tym roku miałem okazję obejrzeć kilka propozycji programowych jeszcze przed festiwalem, dlatego piszę o nich właśnie teraz, byście jeszcze na samym początku Nowych Horyzontów mogli podjąć decyzje, czy warto na dany film zarezerwować sobie czas. Ponadto w tegorocznej sekcji Sezon znalazły się dwa obrazy, o których pisałem w zeszłym roku: Nana (2022, reż. Kamila Andini) oraz Podejrzana (2022, reż. Park Chan-wook). Jeśli jeszcze nie mieliście okazji ich oglądać, zdecydowanie warto je nadrobić. W tym roku Pełna Sala zaprosiła nas do nowohoryzontowego gridu. Zasady zabawy takie jak zawsze: krytycy i zaprawieni w bojach miłośnicy kina oceniają obejrzane przez siebie filmy, by ułatwić widzom wybór. Nasze oceny będziecie mogli śledzić na stronie Pełnej Sali. A zatem przygodę czas zacząć!

Z nadchodzących retrospektyw miałem już okazję poznać połowę filmów Satyajita Raya oraz kilka pozycji Wang Binga, jednak do nich na pewno powrócę, ponieważ niewyobrażalnym dla mnie jest przepuszczenie okazji zobaczenia ich na wielkim ekranie. Zatem relacje z tych wszystkich tytułów będziecie mogli przeczytać w najbliższych dniach, już dziś jednak napiszę Wam o kilku pojedynczych filmach, z którymi zapoznałem się nieco wcześniej. Pierwszym z nich jest japońskie slow cinema Był sobie kamień (2022, reż. Tatsunari Ota; Odkrycia) – zwycięzca Grand Prix na tegorocznym MFF w Jeonju. Rzecz o dwóch samotnych duszach próbujących odnaleźć samych siebie w bezmiarze niedającej się zrozumieć rzeczywistości współczesnego świata. Gdy przypadkowo spotykają się nad rzeką postanawiają wędrować razem. Nie ma tu zbyt wielu słów, a samej podróży towarzyszą proste gry i zabawy. Opustoszałe ulice Yamakity rezonują z wewnętrznym życiem obojga. Ich medytacyjna podróż, przerywana niewielką ilością słów, zawiedzie każde z nich w odmienne miejsce. Ota po Bundeslidze (2016) kolejny raz udowadnia swoją wrażliwość w postrzeganiu i odmalowywaniu bohaterów i ich wewnętrznych światów, tu jednak zmierza w nieco odmiennym kierunku. Próbuje wywołać efekt domina, którego katalizatorem są najprostsze zachowania i decyzje. Jeśli zdecyduję się pójść w górę rzeki; jeśli pozwolę, by towarzyszyła mi nieznajoma osoba; jeśli podniosę ten kamień i postaram się go rzucić jak najdalej – jak każda z tych czynności wpłynie ma moje wewnętrzne „ja”, i w jaki sposób zdeterminuje moje działania i procesy decyzyjne w moim życiu? Podobne rozważania stanowią trzon filmu Oty. Z uwagi na przynależność do określonego nurtu kina i konieczność wykonania aktywnej pracy przez publiczność, Był sobie kamień nie jest najprostszą w odbiorze propozycją, z pewnością jednak stanowi ciekawy i nietuzinkowy eksperyment.

1. Był sobie kamień
Był sobie kamień (2022, reż. Tatsunari Ota)

W repertuarze tegorocznej edycji Nowych Horyzontów pojawi się też najnowsze dzieło Lava Diaza Kiedy opadną fale (2022; Mistrzowie, Mistrzynie). Tym razem Diaz zamiast skupiać się na historii Filipin, opowiada o współczesności, przy okazji robiąc to stosunkowo zwięźle – projekcja trwa zaledwie trzy godziny z niewielkim odkładem. Diaz portretuje wydarzenia za prezydentury Rodrigo Duterte (2016–2022), który wypowiedział brutalną wojnę dilerom narkotykowym. W praktyce oznaczało to tysiące ofiar. Egzekucje wykonywano również w biały dzień, nawet na obywatelach podejrzanych o handel narkotykami. Hermes nie tylko należy do szeregów policji, ale był świadkiem podobnych akcji przeprowadzanych przez jego kolegów. Na skutek tych wydarzeń mężczyzna zapada na chorobę skóry, a to zaledwie początek jego kłopotów, gdyż wydarzenia z przeszłości nagle zaczynają powracać. Kiedy opadną fale jest restrykcyjny formalnie nie tylko dzięki zwiększonemu tempu opowiadania historii, ale także za sprawą formatu – Diaz zdecydował się nakręcić film na 16 mm. Jak zawsze pojawiają się u Diaza rozważania na temat natury dobra i zła, choć Kiedy opadną fale skupia się przede wszystkim na przemocy, czy może precyzyjniej – sposobach, w jaki jest ona manifestowana, oraz na strachu, wszechobecnym uczuciu towarzyszącym mieszkańcom Filipin. Film ma do zaoferowania dużo więcej, dlatego zdecydowanie warto wziąć go pod uwagę podczas układania festiwalowego rozkładu jazdy.

2. Kiedy opadną fale
Kiedy opadną fale (2022, reż. Lav Diaz)

Trzecim tytułem będzie malezyjska Tygrysica (2023; Odkrycia), debiutującej w pełnym metrażu Amandy Nell Eu. Opowiada ona o 12-letniej dziewczynie imieniem Zaffan, której ciało zaczyna przechodzić gwałtowne przemiany. Jej tempo wchodzenia w dorosłość jest o wiele szybsze niż u koleżanek ze szkoły, dlatego coraz bardziej widoczne zmiany przyciągną uwagę ciekawskiego i okrutnego otoczenia. By jej głos wybrzmiał jak najgłośniej i pozostał jak najbardziej osobisty, Amanda Nell Eu stworzyła Tygrysicę w koprodukcji z instytucjami z aż ośmiu różnych krajów. Nell Eu ma o czym mówić. Zarówno w swoich krótkich metrażach, jak i pełnometrażowym debiucie porusza zagadnienia związane z tożsamością i feminizmem. W sposób naturalny pojawia się tu również bunt, wszystko w otoczce body horroru. Portretowana przez Nell Eu cielesność nie jest sztuką dla sztuki, reżyserka nie boi się mówić wyraźnie o nurtujących ją problemach i prowadzić fabuły w nieoczywisty sposób tam, gdzie inni mogliby spokojnie się zatrzymać. Właśnie ten rodzaj odwagi i chęć precyzyjnego ukazania własnej wizji może w Tygrysicy imponować najmocniej.

3. Tygrysica
Tygrysica (2023, reż. Amanda Nell Eu)

Tytułem zamykającym listę obejrzanych przeze mnie przed festiwalem propozycji będzie 15 godzin (2017) Wang Binga. Ponieważ film będzie pokazywany w przestrzeni kina Nowe Horyzonty jako instalacja, uznałem, że warto będzie przeżyć to doświadczenie samotnie i w ciszy. Zdecydowałem się więc na seans przed festiwalem. Ten niemal 16-godzinny dokument Wanga zabiera nas do miasteczka Zhili, będącego częścią większego Huzhou, w prowincji Zhejiang. Jest to miejsce dla około 18 tysięcy mały fabryk odzieży dziecięcej i dom dla ponad 200 tysięcy pracowników migrujących tu ze wszystkich zakątków Chin. W latach 80. zrozumiano potrzebę utworzenia prywatnego i scentralizowanego przemysłu odzieżowego. Od tego czasu minęły cztery dekady, a Zhili zaspokaja 80% zapotrzebowania na odzież dziecięcą w Chinach. Wang rejestruje jeden dzień z życia pracowników fabryki podczas tytułowej 15-godzinnej zmiany. To bez wątpienia film-doświadczenie, podczas którego poznajemy, bardzo dosłownie, pracowników z warsztatu numer 68. Po kilku godzinach rozpoznajemy każdego z nich, wiemy, czy jest cichy, rozgadany, jak szybko potrafi pracować, z kim się przyjaźni, czy jakiej muzyki lubi słuchać. Wspominając o muzyce, nie można przejść obojętnie nad rytmem, choć do tego wcale nie potrzeba muzyki. 15 godzin ma rytm pozwalający całkowicie zanurzyć się w opowiadanej historii, a immersja może nastąpić przy wielu okazjach – odgłosach przejeżdżającego pociągu na linii usytuowanej gdzieś blisko fabryki; miarowych okrzykach pracownika wrzucającego worki na przyczepę ciężarówki; dźwiękach łopaty, za pomocą której ktoś przerzuca ziemię lub piach albo sprząta okolicę części mieszkalnej fabryki; huku petard wystrzeliwanych w niebo w ciągu dnia; skomleniu psa, które z czasem zaczyna kojarzyć się z dźwiękiem nienaoliwionych kół podczas jazdy wózkiem; dźwiękach zamiatanej podłogi; odgłosach maszyn, które w rękach każdego pracownika spełniają inne, ściśle określone zadania. Ta symfonia dźwięków potrafi być hipnotyzująca dla widzów i pracowników, których mechaniczne ruchy wyćwiczone przez lata pracy czasem są niewłaściwe, niedoskonałe, zbyt wolne. Wang tworzy przejmujący portret ludzi, którzy spędzają całe życie na pracy (ich zmiana trwa zazwyczaj od 8.00 do 23.00), w zamian nie otrzymując prawie nic. W najczulsze miejsca uderzają sceny, w których jeden z młodych mężczyzn zastanawia się głośno, po ile są sprzedawane spodnie z trzema kieszeniami, ponieważ ten konkretny wzór jest o wiele trudniejszy do wykonania, lub gdy jedna ze starszych kobiet mówi, że skoro decydujesz się kupić jakąś przekąskę, np. naleśniki (do wszystkich warsztatów zaglądają sprzedawcy z koszykami wypełnionymi przekąskami i napojami), to nie ma sensu iść do pracy, ponieważ wszystko, co uda się mu zarobić tego dnia, zostanie wydane na tę drobną przyjemność. Powyższy punkt widzenia zdaje się być jednak prawdziwy tylko dla zewnętrznych obserwatorów. Nikt tutaj nie użala się nad swoim losem, nikt nie płacze z powodu ciężkich warunków pracy (prócz szefowej warsztatu – młodej kobiety, której problemy „są niezrozumiane przez nikogo”). Przeciwnie – panuje tu raczej pewnego rodzaju pasywność, pogodzenie się z rzeczywistością, jak mówi jedna z pracownic: „Jest jak jest, będzie jak będzie”.

4. 15 godz 5
15 godzin (2017, reż. Wang Bing)

Dzień 1

Seansem otwierającym całą edycję był dla mnie Perfect Days (2023) Wima Wendersa, stanowiący część sekcji Visa Pokazy Galowe. Rzecz opowiada o Hirayamie, mężczyźnie odpowiedzialnym za czystość tokijskich toalet. Swoje obowiązki wykonuje sumiennie, w rytm przebojów z lat 70. i 80., zaś niezwykła lapidarność wypowiadanych przez niego słów sprawia, że można skupić się nie tylko na Hirayamie, ale przede wszystkim na tym, co go otacza. Wenders kręci obraz zanurzony w rytuałach codzienności. Postać grana przez Kōjiego Yakusho napawa się pięknem natury, zarówno ludzkiej, jaki i tej go otaczającej. Jego staroświeckie podejście do życia i zasady, którymi się kieruje, zderzają się z chaotyczną i skomplikowaną współczesnością. Wenders tworzy mocno niejednoznacznego bohatera. Bezustannie walczą w nim dwa porządki i choć dotyka go wiele spraw, ludzkich krzywd, a na horyzoncie stale widać okruchy przeszłości niedającej o sobie zapomnieć, Hirayama nie przestaje szukać ulotnego komorebi – delikatnych promieni słonecznego światła przebijającego się przez liście i rzucającego tańczące, fikuśne cienie na leśnym runie.

5. Perfect Days
Perfect Days (2023, reż. Wim Wenders)

Dzień 2

Dziś, w drugi dzień festiwalu, miałem okazję obejrzeć aż pięć azjatyckich filmów, z czego aż trzy pokazy odbyły się ramach retrospektywy Satyajita Raya. Pierwszym z nich był Salon muzyczny (1958), czyli opowieść o Royu, starzejącym się mężczyźnie, który za wszelką cenę łudzi się potęgą swojego pochodzenia i chce pokazać, że nazwisko jego przodków liczy się tak samo jak za dawnych lat. Trwoni majątek, urządzając wystawne przyjęcia i koncerty odbywające się w tytułowym salonie. Satyajit Ray staje się portrecistą ówczesnych zmian społecznych. Zderza tym samym stare z nowym, tradycyjne ze współczesnym, jednocześnie podnosząc polemikę na temat szlachetności krwi i praw do najwyższych statusów społecznych. Słychać również, że jest wielbicielem muzyki i rytmu, który potrafi znakomicie oddać w scenach rozgrywających się w salonie muzycznym. Każdy powinien poznać ten znakomity obraz.

1. Salon muzyczny
Salon muzyczny (1958, reż. Satyajit Ray)

Podobnie zresztą jak Drogę do miasta (1955) – debiut Raya i pierwszą część trylogii Apu. Ray opowiada o losach biednej bengalskiej rodziny, w której każdy z jej członków ma wyraźnie odmienny, zaakcentowany charakter. Ray tworzy nie tylko zapierający od strony wizualnej portret dorastania w latach 20. XX wieku, ale powołuje do życia postacie z krwi i kości. Targana przeciwnościami losu rodzina mierzy się nie tylko z brakiem pieniędzy i głodem, ale również z nieprzychylnością ludzi. Po raz kolejny zachęcam do obejrzenia całej trylogii.

2. Droga do miasta
Droga do miasta (1955, reż. Satyajit Ray)

Zanim przejdę do ostatniego tytułu Raya, warto przeskoczyć na pokaz najnowszego filmu Hirokazu Koreedy, czyli Monster (2023; Visa Pokazy Galowe). Oto matka (grana przez znakomitą Sakurę Andō) dostrzega dziwne zachowanie u swojego syna Minato. Po krótkiej konfrontacji domyśla się, że odpowiedzialny za to jest jeden ze szkolnych nauczycieli jej syna. Hirokazu Koreeda tym razem nie stawia na piedestale tematu rodziny (choć wciąż jasno daje do zrozumienia, że ta jest najistotniejsza), zamiast tego tworzy wciągającą historię opowiadaną przy wykorzystaniu szkatułkowej narracji i odmiennych punktów widzenia. Sam tytuł filmu również jest przewrotny i nie służy do wskazania tego, kto może być tytułowym potworem, a raczej do pewnej próby określenia samego siebie, zdefiniowania własnej tożsamości. Monster jest jak najbardziej udaną próbą odskoczenia w bok od tego, co znane i sprawdzone. Tym bardziej warto poświęcić mu trochę czasu.

3. Monster
Monster (2023, reż. Hirokazu Koreeda)

Czwarty blok godzinowy na Nowych Horyzontach to dla mnie powrót do przeglądu twórczości Satyajita Raya i jednocześnie powrót po latach do jego Idola (1966). Poznajemy sławnego i utytułowanego aktora, który jedzie pociągiem, by odebrać kolejny przyznany mu laur. W drodze poznaje bystrą i niezależną dziennikarkę, a czysty przypadek sprawi, że będzie chciała przeprowadzić wywiad z tą ikoną kina. Podczas rozmowy okaże się jednak, że mężczyzna wiele kwestii pozostawia wyłącznie dla siebie. Ray tworzy portret jednostki owładniętej osobistym sukcesem i przez niego skrzywdzonej. W serii retrospekcji poznajemy drogę aktora do sławy, natomiast kolejne przenikliwe pytania odsłaniają newralgiczne punkty historii tytułowego idola.

4. Idol
Idol (1966, reż. Satyajit Ray)

Ostatnim punktem dzisiejszego programu była indyjska Zasadzka (2023, reż. Chhatrapal Ninawe; Odkrycia), opowiadająca o wojnie domowej w Indiach. Wśród stron biorących udział w konflikcie znajdują się: partyzanci, ludność i policja. Każda ze stron otrzyma własną perspektywę i ogląd sytuacji. Chociaż sam pomysł fabularny i sposób jego przedstawienia są interesujące, to niestety wiele rzeczy tu nie działa. O ile pierwsza połowa filmu zachowuje choć pozorne tempo, o tyle w drugiej wszystko zwalnia. Do tego dochodzi fakt, że Zasadzka jest filmem przegadanym, mimo że próbuje być sprzedawana jako dzieło zdecydowanie bardziej dynamiczne i wypełnione akcją. Trochę szkoda ciekawego pomysłu pociągniętego w dół przez nierówne części filmu.

5. Zasadzka
Zasadzka (2023, reż. Chhatrapal Ninawe)

Dzień 3

Podróż z filmami Satyajita Raya trwa w najlepsze. Dziś obejrzałem tylko dwa filmy z Azji, za to oba z wyżej wymienionego przeglądu. Pierwszym tytułem był Nieugięty (1956), druga część trylogii opowiadającej o Apu i jego rodzinie, stale walczącej o lepsze jutro. Przeprowadzka do dużego miasta otwiera przed wszystkimi członkami rodziny większe możliwości. Przysparza też więcej zmartwień, ponieważ tempo życia wzrasta. Nagła śmierć ojca Apu skutkuje podjęciem decyzji o powrocie w rodzinne strony. Ray kontynuuje epicką opowieść o Apu, jednocześnie uderzając w nieco odmienne tony fabularno-narracyjne. Obserwujemy nie tylko, jaki charakter ma nastoletni bohater; odkrywamy także jego zainteresowania, ulubione książki czy relacje z matką (scena, w której Apu „spóźnił się” na pociąg).

1. Nieugięty
Nieugięty (1956, reż. Satyajit Ray)

Drugim filmem Raya była Samotna żona (1964). Realia końca XIX wieku. Młoda kobieta z wyższych sfer jest żoną człowieka wydającego gazetę o sprawach politycznych. Jako że mąż jest bez przerwy zajęty, Charu wikła się w skomplikowaną relację z Amalem, młodszym bratem męża. Jednak niebezpieczeństwo nadejdzie z zupełnie innej strony. Satyajit Ray jako niezwykle wszechstronny reżyser tym razem skupia się na sytuacji kobiet w środowisku indyjskich bogaczy. Wkraczamy na salony, gdzie toczą się rozmowy o pisarzach, wierszach, donośnie wybrzmiewają słowa piosenek, a humanistyczny dyskurs ma się znakomicie. Po drugiej stronie jest polityka, ze wszelkimi cieniami i blaskami, które przynosi do skolonizowanego przez Brytyjczyków państwa indyjskiego. Gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze pożądanie, zakazane i czające się w spojrzeniu Charu.

2. Samotna żona
Samotna żona (1964, reż. Satyajit Ray)

Poniżej wrażenia Macieja Kiełbasa z dwóch kolejnych tytułów, z którymi miał okazję się zapoznać.

Trzeci dzień festiwalu rozpocząłem od najnowszego filmu Lava Diaza, pokazywanego w sekcji Mistrzynie, Mistrzowie. Na tle dotychczasowych produkcji Kiedy opadną fale (2022) jawi się jako krótki metraż. Wyróżnia się też odwołaniem do nieodległych brutalnych wydarzeń, jakie miały miejsce za kadencji byłego filipińskiego prezydenta Rodrigo Duterte (2016–2022). Wypowiedział on antynarkotykową wojnę, w której ramach wypłacano nagrody pieniężne za każdego zamordowanego narkomana i dilera. Doprowadziło to do licznych samosądów i bezpodstawnych oskarżeń, a w kraju zaczęła dominować atmosfera strachu oraz braku zaufania. Tę atmosferę spróbował oddać w Kiedy opadną fale Lav Diaz. W antynarkotykowej kampanii uczestniczy porucznik Hermes Papauran, najlepszy śledczy w Manili, który zapadł na tajemniczą chorobę skóry, gdy zaczęto na ulicach miast mordować podejrzanych o handel narkotyków. Dość łatwo nasuwa się skojarzenie choroby policjanta z chorobą toczącą Filipiny. Do problemów zdrowotnych i osobistych porucznika wkrótce dojdzie kolejny – więzienie po 10 latach opuścił Supremo Macabantay, żądny zemsty na Papauranie za doprowadzenie go przed wymiar sprawiedliwości. Macabantay to nie tylko jeden z wielu przestępców, jakich wpakował za kratki główny bohater, jest on także byłym policjantem i nauczycielem porucznika. Supremo jako człowiek niezrównoważony i samozwańczy chrzciciel jest też – mimo ogromnego ładunku przemocy – źródłem pojawiającego się w filmie humoru. Pojedynek między Papauranem a Macabantayem staje się główną osią akcji, prowadzącą do zaskakującego finału. Wykorzystanie charakterystycznych dla Diaza statycznych ujęć przy ich krótszej długości oddaje dynamizm pojedynku.

3. Kiedy opadną fale 2
Kiedy opadną fale (2022, reż. Lav Diaz)

Jako kolejny azjatycki film tego dnia wybrałem Tygrysicę (2023, Odkrycia), debiut Amandy Nell Eu. To film o dojrzewaniu z elementami body horroru. 12-letnia Zaffan zaczyna dojrzewać jako pierwsza w szkole. Proces ten przebiega gwałtownie, a dziewczynka nie jest świadoma tego, co się z nią dzieje. Bohaterka zostaje napiętnowana i jest prześladowana przez szkolne koleżanki. Przed Zaffan długa droga, by zmierzyć się z odrzuceniem i przemocą ze strony rówieśniczek, a także by znaleźć w sobie kobiecą siłę. By odkryć własną tożsamość, będzie buntować się przeciw szkole, rodzinie, społeczeństwu i panującym w nich normom. Reżyserka w narracji stosuje à la tiktokowe wstawki, pozwalające uczennicom wyrazić i opowiedzieć siebie w zrozumiałym im języku. Ograniczony budżet przełożył się na jakość efektów (skok na drzewo, twarz tygrysa), co niestety może wpłynąć na niedocenienie pozostałych filmowych elementów.

4. Tygrysica 2
Tygrysica (2023, reż. Amanda Nell Eu)

W drugiej części relacja z czwartego, piątego i szóstego dnia festiwalu.

Sławomir Wasiński & Maciej Kiełbas

2 uwagi do wpisu “Kino azjatyckie na 23. Nowych Horyzontach. Część pierwsza

Dodaj komentarz