17. AFF Pięć Smaków: Dzień czwarty

Dobrze jest wracać. Dziś miałem okazję przekonać się o tym po raz kolejny za sprawą powrotu do twórczości Kinga Hu, w tym konkretnym przypadku do Dotyku zen (1971). Akcja dzieje się za panowania dynastii Ming, a w jej centrum znajduje się młody mężczyzna Gu Shengzhai, nauczyciel mieszkający z matką w małej wiosce, tuż obok fortecy Jing Lu – aktualnie zapomnianej przez czas, opuszczonej i nawiedzanej jedynie przed duchy. Gdy nagle pewnego dnia w fortecy pojawi się piękna Yang Huizhen – ukrywająca przed wszystkimi swą prawdziwą tożsamość – sprowadzi wiele kłopotów zarówno na wioskę, jak i jej mieszkańców. Wzmożona aktywność szpiegów ze Wschodniego Zakładu (agencji szpiegowskiej i tajnej policji) przykuwa uwagę Gu, wysłannicy szukają kobiety, by zlikwidować wszystkich świadków zdrady stanu, której dopuścił się eunuch Wei, a którą odkrył ojciec młodej Yang. Gu postanawia pomóc kobiecie. Wyjątkowość Dotyku zen bierze się przede wszystkim z faktu, że reżyser, planując ten film, zdecydował się na szalony pomysł, który pozwolił zredefiniować gatunek wuxia na dekady. Wynaleziony wtedy model obowiązuje w obecnym kształcie. Kung-fu i buddyzm zen (a tak naprawdę każda jego odmiana) kroczą jedną ścieżką, ale próba połączenia tych dwóch zjawisk w filmowej materii wydawała się niewykonalna, intuicyjnie nie przystająca do siebie na większą skalę. Dotyk zen udowodnił, że jest inaczej, a reżyser, realizując ten film, dobitnie pokazał, że kung-fu to nie sztuka walki, a filozofia życia. Kung-fu znaczy tyle, co dążenie do perfekcji w każdej dziedzinie życia. I choć ma się świadomość nieosiągalności celu, na drugim biegunie leży wola, by stale próbować. Postać mnicha z opisywanego obrazu jest tego najlepszym przykładem. Dążenie do osiągnięcia swojej najlepszej wersji będzie drogą, w trakcie której skala umiejętności stanie się niewyobrażalna. To najważniejsza lekcja, jakiej nauczyły zarówno widzów, jak i innych twórców (nie tylko w obrębie gatunku wuxia) filmy Kinga Hu, na czele z przełomowym i wybitnym Dotykiem zen.

1. Dotyk zen
Dotyk zen (1971, reż. King Hu)

Gaga (2022, reż. Laha Mebow), jeden z filmów przynależących do sekcji Nowe Kino Azji, również posiada pewne walory dydaktyczne, uwidaczniające się w pełni na styku tradycji z nowoczesnością. Reżyserka opowiada o swoim rodzinnym plemieniu Atayalów, w centrum wydarzeń osadzając wielopokoleniową, cieszącą się szacunkiem rodzinę. Kiedy odchodzi Wilang, nestor rodu Hayungów, tajemnice i zadawnione waśnie pogrążonej w żałobie familii zaczynają wychodzić na jaw. Czy można żyć zgodnie z tradycją w coraz szybciej zmieniającym się świecie? Czy w mentalności młodego pokolenia jest jeszcze miejsce na stare prawdy i wartości, którymi przez całe życie kierowali się ich dziadkowie i ojcowie? To tylko niektóre z pytań zadawanych przez Lahę Mebow. Tytułowa Gaga to niepisany zbiór zasad, tradycji i przekonań, wedle których należy żyć i postępować w obrębie plemienia Atayalów – rdzennej grupy etnicznej na Tajwanie. Chociaż Mebow daje popełniać swoim bohaterom błędy, mocno im kibicuje, kręci przecież film o swojej kulturze i tradycjach. Z tego samego względu robi to w sposób bardzo klasyczny, pozwalając widzom skupić się wyłącznie na spokojnym nurcie historii i kulturowych niuansach. Wartością dodaną (a jednocześnie niedającą się przecenić) jest ogromna szczerość reżyserki. Gaga oferuje wiarę Mebow wypływającą z niemal każdego kadru w to, o czym opowiada. I chociaż jest to pierwszy film podczas tegorocznej edycji Pięciu Smaków, którego sam nie umieściłbym w gronie filmów konkursowych, z pewnością spełnia wyznaczone sobie zadanie nawet jeśli nie stara się odpowiedzieć na trudne i nurtujące pytania.

2. Gaga
Gaga (2022, reż. Laha Mebow)

Kolejnym seansem w ramach małej retrospektywy twórczości Kinga Hu był Deszcz w górach (1979). Hu miał nie tylko wrodzony talent do wizualizacji kadrów i scen w przestrzeniach lokacji, ale też do wymyślania znakomitych, chwytliwych historii, które stanowiły pretekst do ożywienia jego aktualnych fantazji. Deszcz w górach jest tego idealnym przykładem. Oto do górskiego klasztoru przybywają rozliczni goście, wszyscy na zaproszenie starego opata, który z uwagi na stan zdrowia chce powołać swego następcę. Zaproszone persony, prywatnie kompani opata, oficjalnie mają służyć mu radą, nieoficjalnie – mają ukryty cel: zdobyć bezcenny, starożytny zwój. To jeden z dwóch filmów w karierze Hu, który powstał w Korei Południowej. W zapierającej dech w piersiach lokacji, czyli buddyjskiej świątyni Pulguksa (Klasztorze Krainy Buddy). Reżyser, podobnie jak w Dotyku zen, wcale nie pośpiesza akcji. Pierwsza scena walki pojawia się dopiero krótko przed połową filmu. To, na co stawia, to piękno świątyni i otaczających ją plenerów. Atmosfera tego dzieła jest niesamowita, a intrygi i potyczki podnoszą ją tylko na wyższy poziom. Pół żartem, pół serio mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby wcześnie ludzie nie odkryli biegania, King Hu wynalazłby je specjalnie dla tego filmu. Bohaterowie biegają po terenie świątyni długo i niestrudzenie. Biegają i biegają i robią to pięknie!

3. Deszcz w górach
Deszcz w górach (1979, reż. King Hu)

Jutrzejszy dzień planuję niemal w całości spędzie z kinem wuxia. A już z pewnością nie odmówię sobie Legendy gór. Cały czas zachęcam do śledzenia gridu Pełnej Sali i konfrontowania relacji z cyframi.

Sławomir Wasiński

Korekta tekstu: Maciej Kiełbas

3 uwagi do wpisu “17. AFF Pięć Smaków: Dzień czwarty

Dodaj komentarz