17. AFF Pięć Smaków: Dzień piętnasty

Swój ostatni dzień festiwalu od początku zamierzałem poświęcić sentymentalnej podróży z filmami, które stały się w tym roku pokazami specjalnymi. Sentyment ten wynika z faktu, że po dekadzie od wydania swojej książki (2013) opisującej twórczość Tsai Ming-lianga oraz obszerny kontekst Nowego Kina Tajwańskiego będę miał okazję pierwszy raz obejrzeć odrestaurowane dzieła głównych przedstawicieli Nowej Fali – jej pierwszego i drugiego okresu. Słowo wstępu przed filmem Hou Hsiao-hsiena, czyli Millennium Mambo (2001). Jego korzenie sięgają drugiej połowy lat 80., kiedy to kinematografia Formozy była pogrążona w kryzysie, również poprzez zalew tajwańskiego rynku produkcjami z Hongkongu. Autorzy pierwszej fali przegrupowywali w tym czasie siły, czego skutkiem była premiera produkcji zatytułowanej Córka Nilu (1987). Tym obrazem Hou zapoczątkował swój kolejny tryptyk zwany trylogią młodzieży miejskiej. Jego głównymi postaciami są młode kobiety wkraczające w dorosłość. Środkowym ogniwem trylogii jest Dobry mężczyzna, dobra kobieta (1995), a całość zamyka właśnie Millennium Mambo. To historia młodej dziewczyny imieniem Vicky, pracującej w nocnym klubie jako striptizerka, i jej chorobliwie zazdrosnego chłopaka, który nie ufa jej do tego stopnia, że po jej każdym powrocie do domu obwąchuje ją, próbując się doszukać męskiego zapachu. Kiedy pewnego dnia w klubie pojawia się starszy od niej Jack, gangster traktujący dziewczynę z szacunkiem, wszystko ulegnie zmianie, a Vicky będzie musiała dokonać wyboru. Hou kolejny raz jest wnikliwym obserwatorem wielkiego miasta i czającym się w nim pokus. Tempo jego opowieści jest zmienne tak samo jak podwójne życie prowadzone przez Vicky, te nocne, szybkie jak mgnienie oka, i te za dnia, boleśnie długie. Jednak zagubione tropy i splecione wątki każdego z bohaterów stworzą wyjątkową historię, która stała się jednym z symboli swoich czasów.

1. Millennium Mambo
Millennium Mambo (2001, reż. Hou Hsiao-hsien)

Z festiwalem również żegnam się symbolicznie, bo chyba nie ma lepszego, a może bardziej smutnego sposobu, by uczynić to poprzez Goodbye, Dragon Inn (Bu san, 2003) Tsai Ming-lianga. O przemijaniu, jednym z wielkich tematów w swojej twórczości, Tsai opowiada za pomocą niemal pustej sali jednego z kin, w którym odbywa się ostatni seans przed jego definitywnym zamknięciem. Nie jestem pewien, czy ta obserwacja będzie ciekawa dla Was, jednak pisząc ten tekst, łapię się na tym, że tak wiele razy myślałem i pisałem o Goodbye, Dragon Inn, że trudno jest mi wyjść poza ukształtowane w ten sposób myśli. Niemniej nie pozwolę, by mój wewnętrzny człowiek dygresja zapanował nad całością tekstu. Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o tym, że hołd staremu, niknącemu aktualnie kinu Tsai oddaje poprzez ostatni seans Dragon Inn (1967) Kinga Hu, na którym zjawiają się aktorzy legendy kina wuxia, czyli Miao Tien i Shih Chun, ekranowi rywale spotykający się w tytułowej gospodzie. Chciałbym jednak wspomnieć, że o Goodbye, Dragon Inn można mówić w obrębie jeszcze innego dzieła, a ten kontekst jest dla mnie tak samo, jeśli nie bardziej, ważny niż w odniesieniu do arcydzieła Hu. Goodbye, Dragon Inn jest bowiem drugą częścią dylogii, współtworzoną z debiutem reżyserskim Lee Kang-shenga Zaginiony (Bu jian, 2003). Rzecz opowiada o dwóch zagubionych duszach, które przypadkowo się odnajdują i wspólnie wyruszają w dalszą podróż, gdziekolwiek by ona ich nie zaprowadziła. Oba filmy łączy wiele wspólnych tematów i wątków, podobnie zresztą jak same postacie, które „zaginęły” w filmie Lee, pojawiły się jednak na seansie w obrazie Tsaia. Łączy je też piękny, wspólny tytuł: Bu jian bu san, który znaczy bowiem tyle co „nie odchodź, dopóki się nie spotkamy”. Goodbye, Dragon Inn pozostaje niekwestionowanym arcydziełem, a dla mnie osobiście jednym z najważniejszych filmów w historii kina.

2. Goodbye, Dragon Inn
Goodbye, Dragon Inn (2003, reż. Tsai Ming-liang)

Tu kończy się moja przygoda z 17. edycją Pięciu Smaków. Wam jednak cały czas pozostaje kilka dni (do 3 grudnia włącznie, a dla tych, którzy klikną filmy przed północą, dodatkowe 48 godzin!), by oglądać wiele programowych znakomitości, do czego niezmiennie i niezmiernie zachęcam! Niniejszą relację uzupełnię jeszcze podsumowaniem całego festiwalu, a w jego ramach możecie się spodziewać oczywiście listy najlepszych filmów tej edycji. Wszystko to w dniu jutrzejszym. Tradycyjnie zachęcam Was do lektury i dzielenia się swoimi przemyśleniami i wrażeniami. Z roku na rok przekonuję się, że odbiór filmów bywa zupełnie odmienny, a ta różnorodność prowadzi czasem do zaskakujących wniosków, interpretacji i analiz. Zaglądajcie również na Pełną Salę, większość gridu z moimi ocenami jest już uzupełniona, z czasem pewnie pokaże się tam całość ocen wszystkich uczestników zabawy. Być może pomoże Wam to dokonać wyboru na ostatniej prostej festiwalu.

Sławomir Wasiński

Korekta tekstu: Maciej Kiełbas

2 uwagi do wpisu “17. AFF Pięć Smaków: Dzień piętnasty

Dodaj komentarz